Pożegnaliśmy ostatnie błyski słońca na horyzoncie.
Po zmroku ruch na pokładzie zmalał, wróciliśmy do układu wachtowego.
Wachta Ewelina i ja dostała pod opiekę czas 0000 do 2000...
W kokpicie było wesoło i fajnie, potem zrobiło się troszkę zimno... jak to w czerwcu na Bałtyku... ale spoko, byliśmy przygotowani...
Około 3000 przekazaliśmy wachtę Emilowi i Michałowi a sami udaliśmy się na zasłużony odpoczynek...
W trakcie rejsu poza portem nie ma problemu ze spaniem w hundkojce, bo nigdy nie ma tak, żeby cała załoga spała jednocześnie... a zawsze milej jest wskoczyć na wygrzaną przez poprzednika kojkę, niż samemu ją sobie rozgrzewać wyziębniętym ciałem...ZASADA CIEPŁEJ KOI.
Nad ranem wiatr zdechł no i trzeba było odpalić Katarynę....
Poranna Dania przywitała nas lekkim deszczem.... przygotowaliśmy jacht do wejścia do portu a w międzyczasie powstało przepyszne śniadanko, które podniosło i tak wysokie morale i przywróciło szybciutko nasze siły.