Po odebraniu napełnionej butli odbijamy.....
spokojny spacerek do portu, mijamy most i wychodzimy w morze...
Bałtyk przyjmuje nas leciutkim powiewem porannej bryzy - w plecy...
Szału nie ma.... morze gładziutkie jak stół... zatem i węzłów na logu niewiele...
Ale, na pokładzie Kury życie płynie jak w bajce.... Emil zajął się kambuzem, pojawiła się ciepła herbatka i słone paluszki...
Ciepła jest dobrym słowem, bo pojawiły się problemy z armaturą butli i gotowanie wody dość się wydłużyło... stąd herbata była tylko ciepła...
Ale humory nas nie opuszczały. Emil był w doskonałej formie, nawet odstąpił NIESWOJO się czującej Ewelinie swoją Kostkę Rubika - podobno niezawodny sposób na morskie kłopoty. Michał trzymał się dzielnie. Ewelina faktycznie ożywiła się i zaczęła badawczo rozglądać się wokoło... przy pomocy lornetki. Emil i nasz Kapitan Tomek wolą metody bardziej klasyczne, co widać na kolejnych fotkach...
Patrzyli, patrzyli... no i wypatrzyli..... patrol Straży Granicznej.... który się nami zainteresował....
Oczywiście tylko tak przy okazji, dużo bardziej interesował go idący trawersem naszego kursu niemiecki jacht... z którym pogadał dłużej....
Strażnik podpłyną do nas. Po wymianie pozdrowień i udzieleniu odpowiedzi na kilka pytań odnośnie naszych zamiarów, zademonstrował nam moc swoich motorów i odpłynął zostawiając nas w otoczeniu bałtyckiej ciszy i spokoju....
Po emocjach kontroli (a tak na prawdę to jeszcze przed kontrolą..) kapitan Tomek znudzony ciszą i spokojem legł na deku.... i zademonstrował nam podeszwy swoich bucików... co w krajach arabskich uznane by mogło zostać za okazanie braku szacunku (lekko mówiąc).
Trochę później udaje się naprawić reduktor i sytuacja w kambuzie zostaje opanowana... Pyszne spaghetti na kilka sposobów staje się naszym ulubionym jedzeniem...
Błogi spokój towarzyszył nam aż do późnych godzin popołudniowych, kiedy wjechaliśmy na wody uczęszczane przez duże jednostki handlowe... one swoim ogromem i niskim dudnieniem maszyn zawsze budzą szacunek....